niedziela, 23 czerwca 2013

Ewa Podleś rządzi w Pesaro

Ewa Podleś - Ciro i Jessica Pratt - Amira, żona Cira
Cyrus w Babilonii albo upadek Baltazara czyli Ciro in Babilonia ossia La caduta di Baldassare Gioachino Rossiniego na festiwalu w Pesaro, w 2012 roku. W lutym tego roku Ewa Podleś zaśpiewała arię Ciro infelice z tej opery podczas swojego recitalu w Teatrze Wielkim. I choć zaśpiewała ją wspaniale, nikomu nie przyszłoby nawet do głowy zainteresować się dziełem młodego Rossiniego, żeby je wystawić np, w Polsce. Pesaro to co innego - coroczny festiwal w mieście, w którym się Rossini urodził słynie z odnajdywania oper, o których nie słyszeli nawet zagorzali  wielbiciele pana R. Opera Ciro in Babilonia została odnaleziona po 200 latach. Ma wszystkie wady młodzieńczego utworu - jest rozwlekła, piękne arie, które staną się trademarkiem  późniejszego Rossiniego, są jak oazy na pustynii: stanowczo ich za mało, ensambli też jak na lekarstwo.
I jak tu pokazać to szacowne znalezisko, oparte o biblijny tekst, żeby nie zanudzić publiczności? Akcja. nie dość, że dzieje się w VI wieku przed Chrystusem, jest tak mizerna, że  można ją zapisać na bilecie kolejowym. Oto Baltazar, król Babilonu zwycięża w wojnie perskiego króla Cyrusa, porywa mu żonę Amirę i syna, proponuje jej małżeństwo, ale ona wciąż kocha Cyrusa; prorok Daniel poproszony o przetłumaczenie słów "mane tekel fares", które pojawiły się na ścianie pałacu Baltazara  wieszczy upadek króla, który ginie tej samej nocy, Persowie zdobywają Babilon, nietknięta Amira wraca do Cyrusa. Trudne do wytrzymania? Wyobraźmy sobie jednak, że w roku 1920 oglądamy film pt. Cyrus w Babilonie. Mielizny i naiwność scenariusza chyba  by nas nie raziły. Kino to było w tamtych latach naprawdę coś. I to był pomysł reżysera Davide Livermore'a! Akcję Cyrusa zostawił w VI wieku p.n.e., ale chór męski i usadzone tu i ówdzie ładne statystki, to już początek lat dwudziestych. Są publicznością w kinie wyświetlającym pełnometrażowy film o Cyrusie. Film jest naturalnie niemy i czarno-biały - śpiewacy mają białe twarze, czarno-białe piękne kostiumy (wielkie brawa dla Gianluki Falaschi), mocny makijaż oczu i grają szerokim gestem i wyrazistą mimiką, jak to aktorzy niemego kina. O zmianach miejsca akcji i nastrojach bohaterów informują stylizowane napisy na ekranie, jest i tylna projekcja, taśma co i rusz się rwie, jest też porysowana. Tylko tapera nie ma, bo to jest przecież opera. Scenografia (wcale nie umowna i z uwzględnieniem perspektywy!) i swiatło są dziełem Nicolasa Boveya i D-Wok Video Design. Większość akcji rozgrywa się na proscenium, na który wjeżdżają podesty z artystami i elementy scenografii, choćby schody. A w głębi sceny wyświetla się niemy film, Gdyby jeszcze reżyser odważniej skracał recitatiwy!  
Ale zabraklo mu widać odwagi i dzięki temu spektakl trwa bite trzy godziny. Jednak przyjemność z oglądania tego kina w teatrze jest wielka, a ze słuchania jeszcze większa. Orkiestrze Teatro Comunale z Bolonii pod batutą Willa Crutchfielda nie można absolutnie niczego zarzucić, męska część chóru z tegoż teatru brzmi pięknie, amerykański tenor Michael Spyres pierwszorzędnie opanował rossiniowskie koloratury i choć bardzo młody, miał niezbędną w roli Baltazara (Baldassare) wyniosłość i powagę, Jennifer Pratt była dobrą i stylową Amirą, gdybyż jeszcze pamiętała, że ma ładny głos i nie siliła się na zbyteczne fioritury. Jednak absolutne pierwszeństwo należy się Ewie Podleś, śpiewającej i grającej tytułowego bohatera. Wprawdzie w programie napisała: "W chwili kiedy podbijał Babilon, Cyrus był dojrzałym mężczyzną, który tak jak ja, przeżył więcej niż pół wieku. Dlatego zdecydowałam się przyjać tę rolę. To jest bardziej naturalne jeśli dojrzała śpiewaczka kreuje dojrzałego bohatera niż jeśli pięćdziesięcioletni sopran śpiewa piętnastoletnią Cio-Cio San", ale przecież tylko ona mogła stworzyć takiego Cyrusa - silnego, tryskającego energią i zdeterminowanego, a jednocześnie delikatnego i emocjonalnego. Tylko naprawdę wielkie śpiewaczki to potrafią. I wielkie aktorki. Ewa Podleś łączy w sobie obie zalety. Popatrzcie jak - będąc przykuta do ściany! - poradziła sobie z Baltazarem. I jak się zmienia kiedy śpiewa duet z żoną. Głosu Ewy Podleś nie można pomylić z żadnym innym kontraltem na świecie. I tu mniej mi chodzi o te trzy oktawy, które obejmuje,  ale o jego bogactwo i barwę. I o jego dolny rejestr, który potrafi brzmieć tak niepokojąco i dramatycznie. Nic dziwnego, że publiczność w Pesaro biła brawo po jej każdej arii. I autentycznie cieszyła się kiedy, już znowu razem, Ciro i Amira odjeżdżali do Persji, pozdrawiając wiwatujce na ich cześć tłumy. Zwróćcie też uwagę na charakteryzację pani Ewy. Z czarną brodą i z czarnymi lokami jest prawie nie do poznania.
I jeszcze dwa linki, bo opera jest w dwóch częściach:
http://www.youtube.com/watch?v=wvfVPAO9EPk
http://www.youtube.com/watch?v=hyNWlNQw4R4&NR=1&feature=endscreen

A zanim obejrzycie całość, posłuchajcie jak Ewa Podleś śpiewała w Ciro in Babilonia:

 
zdjęcia: Wikipedia
filmy: youtube.com

  
 

 

1 komentarz: