środa, 29 maja 2013

Le Sacre du printemps, The Rite of Spring, Święto Wiosny


 
Dokładnie 100 lat temu w Theatre de Champs Elysees odbyła się prapremiera Święta Wiosny Igora Strawińskiego w wykonaniu Baletów Rosyjskich Sergiusza Diagilewa, w choreografii Wacława Niżyńskiego, któremu asystowała Marie Rambert, ze scenografią i kostiumami Nicholasa Roericha.
Przedstawienie skończyło się skandalem. Do roku 1959 czyli do Święta Wiosny Maurice'a Bejarta odbyło się ledwie 14 realizacji dzieła, które definitywnie zamknęło wiek XIX w balecie.
Zobaczcie jak zatańczyło Święto Wiosny 250 uczniów berlińskich szkół wspartych profesjonalną grupą baletową. Albo obejrzyjcie cały film Rhytm Is It! o pierwszym projekcie edukacyjnym Berliner Philharmoniker i jej szefa sir Simona Rattle.

http://www.youtube.com/watch?v=Vt6gP0-DDgE

zdjęcie: Wikipedia

poniedziałek, 27 maja 2013

Herzlichen glückwunsch Maestro!


Urodziny Richarda Wagnera obeszłam po pańsku - w wigilię wysłuchałam koncertu z Drezna z Jonasem Kaufmannem jako solistą. Staatskapelle Dresden grała pod Christianem Thielemannem jak natchniona, w repertuarze były Lohengrin, Tannhauser i Latający Holender, a kiedy Kaufmann zaśpiewał In fernem Land z Lohengrina, sala oszalała. W urodzinowy wieczór zasiadłam przed monitorem, żeby obejrzeć koncert z Bayreuth. Dyrygował ten sam Thielemann, który wygląda jak przedwojenni dyrygenci, ale wystarczyło kilka pierwszych taktów, żeby mieć pewność, że ta orkiestra (festiwalu w Bayreuth) ma świadomość, że jej dyrygent wie wszystko o Wagnerze. I że znają się dobrze (Thielemann gości na Fistiwalu w Bayreuth od 2000 roku), że wystarczy ruch brwi, lekkie skinienie dłonią i już orkiestra wie co ma robić. Zaczął się ten koncert od I aktu Walkirii. Sieglide, Siegmund i Hunding. Tylko 3 osoby, ale co za emocje! Śpiewali: Eva Maria Westbroek, Johan Botha i Kwangchul Youn. Botha jest stuprocentowym wagnerowskim tenorem, publiczność w Bayreuth zna go i ceni, ma piękny głos i w roli nieszczęsnego brata Sieglinde brzmiał znakomicie. Nie ma jednak urody i sylwetki Kaufmanna, co dla mnie jest poważnym niedociągnięciem. Drugą część koncertu rozpoczęła orkiestra uwerturą do Tristana i Izoldy, potem Ewa Maria Westbroek zaśpiewała finał opery czyli śmierć Izoldy. Natychmiast chciałam wysłuchać całej opery i przed położeniem się do łóżka nad ranem uratowało mnie tylko to, że dvd pożyczyłam koleżance. Po Tristanie były jeszcze: Zmierzch bogów i Śpiewacy Norymberscy, ale dla mnie ten koncert mógłby się skończyć już. I de facto się skończył, choć go obejrzałam do ostatnich braw. Dopiero następnego dnia wysłuchałam i Zmierzchu, i uwertury do I aktu Śpiewaków i mogłam docenić nieprawdopodobny kunszt orkiestry. Gdyby ktoś chciał posłuchać tego urodzinowego koncertu z Bayreuth, na stronie arte,tv jest dostępny jeszcze przez 180 dni, pod adresem: http://liveweb.arte.tv/de/video/Geburtstagskonzert_Richard_Wagner_Bayreuth/           
Niestety, koncert z Drezna jest niedostępny w Polsce, Czemu? Nie wiem. Widać Niemcy wolą Zachód od Wschodu. To samo miałam z East West Divan Orchestra pod Barenboimem z Berlina.
A dwa dni po urodzinach urządziłam sobie wieczór z Walkirią. Czemu z całej tetralogii wybrałam właśnie ją? Dlatego, że chciałam sobie przypomnieć emocje sprzed dwóch dni? Też, ale przede wszystkim dlatego, że partię Siegmunda śpiewa w niej Jonas Kaufmann, którego głos jest  stworzony do tej roli. O aktorstwie nie mówię, bo kto choć raz widział Kaufmanna na scenie, wie, że jest to zwierzę sceniczne. I jeszcze dlatego, że orkiestrę Met prowadzi James Levine, który miał pomysł na ten Ring i to słychać bardzo dobrze. Scenografię do nowej inscenizacji Pierścienia zaprojektował Robert Lepage używając swojej słynnej machiny (Machiny?). Kostiumy (świetne) są dziełem Francoisa St. Aubin, zaś za światło, które na Machinie wyczarowywało wszystko odpowiada Etienne Boucher. Mnie się Machina podoba, ale śpiewacy nie mają lekko. Wspinać się po niej i biegać, i jeszcze śpiewać i grać - wszyscy artyści nowego Ringu w Metropolitan Opera zasługują na uznanie. W Walkirii Machina Lepage'a nie ma wiele do roboty, w I i II akcie. Za to w trzecim...
b
Ale po kolei. Najpierw jest akt I,  ten sam, który w wersji koncertowej usłyszeliśmy w Bayreuth. Los sprowadza Siegmunda do domu Hundinga (fantastyczny Hans-Peter Koenig). Jeśli bym miała dwadzieściaparę lat i wybór między nim, który nie jest
najlepszym mężem, a moim rówieśnikiem Siegmundem     (Jonas Kaufmann) - no comments. Sieglinde (Eva Maria Westbroek) to bliźniacza siostra Siegmunda, o czym oboje jeszcze nie wiedzą. Ale dowiedzą się wkrótce, nie wpłynie to jednak na ich uczucie. Bogów ludzkie prawa przecież nie obowiązują 

 
Popatrzcie, jacy są piękni i jacy podobni! Johan Botha mógł być co najwyżej bliżniakiem dwujajowym Evy Marii, chociaż śpiewał przepięknie i dostał wielkie brawa.
To tragiczna para. Wciąż w ucieczce, wciąż w ukryciu, skazani na śmierć wyszarpują życiu po parę chwil na bycie razem. Eva Maria chyba się urodziła, żeby zagrać Sieglindę. Jej duety z Kaufmannem są pełne miłości i tak naturalne jakby śpiewanie nie wymagało żadnego wysiłku. A on? Jego śpiew nie wymaga komentarzy. Nie będę się wymądrzać. Posłuchajcie jak śpiewa do Sieglindy i jego duetu z Brunhildą:
Wotana śpiewa Bryn Terfel. Pewnie, że jego żona Fricka go dominuje, ale Stephanie Blythe jest najlepszą Fricką na świecie! Tylko dlaczego reżyser kazał jej cały czas jeździć na tronie? Wotan, jak to facet, jest zakochany we władzy, leniwy, nie przepuści żadnej spódniczce, nie chce mu się zajmować boską robotą. Może i Terfel nie jest idealnym wagnerowskim basem, ale to nie jest bynajmniej błąd obsadowy. Poza tym Terfel jest urodzonym aktorem. Wystarczy sobie przypomnieć jego sceny z Brunhildą. To jest jego ukochana córka. Musi ją ukarać, ale tobi to z ciężkim sercem. W akcie III, który rozpoczyna "Cwałowanie Walkirii" Lepage może nareszcie pokazać, co może jego Machina. Córki Wotana galopują na jej zębach i na pewno trzęsą im się łydki ze strachu, bo przed nimi najgorsze - zjazd na dół. Jak one jeszcze mogą śpiewać, nie mam pojęcia. Zobaczcie sami:
Tak to wygląda. Trochę dziwnie i niebezpiecznie, ale kiedy mam napisać złe słowo o tym cwale, przypomina mi się komentarz jakiegoś interneuty, który nie miał  najlepszego zdania o operze do tego Ringu. A po "Cwałowaniu", które zmieniło jego ogląd napisał: Wagner jest gwiazdą rocka! I postanowił obejrzeć pozostałe 2 części. Niech mi ktoś powie, że to nie przez Machinę. Walkirie szczęśliwie znalazły się na ziemi, pozbierały kości bohaterów (???) żeby je zabrać do Walhalii i dowiedziały się od Brunhildy, że muszą ukryć ciężarną Sieglindę. Resztę ona bierze na siebie. Za karę ma spać tak długo, aż obudzi ją rycerz nie znający strachu. Deborah Voit śpiewa w Walkirii bardzo przyzwoicie, wygląda dobrze, może tylko w scenach z Wotanem bardziej przypomina jego rówieśnicę niż córkę (telewizja jest nieubłagana, pokazuje wszystko!), ale te sceny są czystą miłością Wotana i Brunhildy. Popatrzcie jak bardzo może cierpieć  ojciec po stracie ukochanego dziecka. Tylko dlaczego śpiącą Brunhildę ułożył głową na dół?
Po cztrech bitych godzinach wyłączyłąm telewizor. Spłakana, ale zachwycona. To były naprawdę piękne urodziny Mistrza Wagnera.

zdjęcia: Wikipedia
filmy: youtube.com

czwartek, 23 maja 2013

Po pierwsze - SŁUCHAĆ!!!

Ponieważ ciągle mnie pytają o jakieś książki, dobre strony internetowe i inne pomoce, które zmienią zwykłego człowieka w - na początek - melomana niedzielnego, postanowiłam nie chować dłużej swoich znalezisk.
Nie odkryję Ameryki - żeby polubić muzykę, trzeba jej słuchać.
I jeszcze raz słuchać, i jeszcze, i jeszcze. Chodzić na koncerty, słuchać płyt i to broń Boże nie tych z cyklu "przeboje mistrzów".
Teraz kiedy każdy, no, prawie każdy, ma w domu komputer, używa laptopa czy tabletu, a smartfon pozwala mu nie tylko telefonować, ale grać w gry, dowiedzieć się jak trafić z punktu A do punktu B, sprawdzić pocztę, połączyć się z internetem i z Facebookiem, wydawałoby się, że edukacja (w tym i muzyczna) nie będzie problemem. Że będzie dostępna dla każdego. Nie jest, bo człowiek lubi być prowadzony za rękę i lubi, żeby ktoś za niego wszystko zorganizował, a on się może dołączy. To się nie zmienia od stuleci, mimo coraz większej liczby, coraz nowocześniejszych gadżetów. Więc zaczynamy, pamiętając, że słuchania muzyki nic nie zastąpi i to jest punkt pierwszy, najważniejszy.

Absolutny must dla wszystkich, którzy kochają operę. Na polskim rynku od 2008 roku, osiem lat pracy autora, który o operze wie wszystko, dwa tomy, 230 kompozytorów w porządku alfabetycznym, ich opery w porządku chronologicznym, dokładne libretta, obsada z podaniem rodzaju głosu, obsada prapremier i przede wszystkim autorskie, osobiste  komentarze, a nadto sugestia, które nagranie jest najlepsze i dlaczego.  "Przewodnik Operowy" Józefa Kańskiego wygląda przy dziele Piotra Kamińskiego jak pocketbook. Dla operomaniaka, który dopiero zaczyna lubić operę i wybiera się na Cyganerię, Toskę czy Eugeniusza Oniegina pewnie wystarczy, ale pamiętajcie - apetyt rośnie w miarę jedzenia i na Tysiąc i jedną operę przyjdzie czas szybciej niż się spodziewacie.
Skoro już jesteśmy przy książkach: Przewodnik baletowy Ireny Turskiej jest jedynym dostępnym na polskim rynku przewodnikiem po świecie baletu. Na rynku jest już czwarte wydanie, poprawione i uzupełnione.Nakładem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego ukazał się dwutomowy Przewodnik po muzyce koncertowej trojga zacnych autorów - Teresy Chylińskiej, Stanisława Haraschina i Wojciecha Jabłońskiego. Książka została uzupełniona o dzieła XX wieczne.
 
Warto zainwestować w stację mezzo w telewizji. Nie wszystko co pokazuje warte jest obejrzenia, szefostwo mezzo ma swoje ulubieństwa, które lansuje w uporem maniaka, ale jest to jedyna stacja, w której obejrzeć można wyłącznie muzykę poważną i jazz. Kilka razy w miesiącu zdarzają się transmisje live wydarzeń muzycznych, co absolutnie warte jest obejrzenia. Zresztą, co ja będę robić reklamę stacji, sami zobaczcie co tracicie nie mając mezzo w swojej kablówce: www.mezzo.tv 
 
W internecie jest mnóstwo muzyki klasycznej. Od dwóch telewizji internetowych poczynając: www.medici.tv i www.arte.tv . Kiedy to piszę, jest wigilia 200 urodzin Richarda Wagnera, arte transmituje na żywo koncert urodzinowy z Drezna. Staatskapelle Dresden dyryguje Christian Thielemann, solistą jest Jonas Kaufmann.




Wygląda cudnie. Chyba był u fryzjera i przyciął trochę swoje słynne loki. A śpiewa, nie mam słów żeby wyrazić  to, co czułam. Niech więc będzie, że Kaufmann śpiewał jak zwykle czyli wspaniale. W każdym dźwięku In fernem Land było słychać, że Wagner jest kompozytorem, którego rozumie jak mało kto. Są tacy, którzy nie lubią Tielemanna, ale dla mnie jest świetnym specjalistą od Wagnera, a ze Staatskapelle Dresden dobrali się jak w korcu maku. Jak ta orkiestra brzmi pod jego kierownictwem! Jutro o 21.45 bezpośrednia transmisja z Bayreuth pod tym samym Chistianem Thielemannem, z solistami: Ewą Marią Westbroek, Johanem Bothą i Kwangchulem Younem. W programie m.in. Walkiria oraz Tristan i Izolda i Śpiewacy Norymberscy. Słucham i oglądam.

Warto też przejrzeć strony teatrów operowych, które lubią pokazywać swoje premiery i po stronach orkiestr symfonicznych. Prym wiodą Berlińscy Filharmonicy, których szef, sir Simon Rattle jest twórcą jedynej na świecie Cyfrowej Sali Koncertowej. Po wniesieniu opłaty, można się wygodnie rozsiąść w fotelu i napawać jednym z ponad 40 koncertów live albo jednym ze 190 koncertów zarejestrowanych. Jakość i dźwięk - HD. Jeśli dodamy do tego programy edukacyjne, rozmowy z twórcami i reportaże z prób... Mówienie, że sir Simon Rattle jest tylko wielkim dyrygentem to stanowczo zbyt mało. 

Ciekawostka dla fanów Michaela Haneke: od 26 czerwca do 16 lipca na stronie opery La Monaie w Brukseli będzie można obejrzeć Cosi fan tutte Mozarta w jego reżyserii. Uprzedzam, że to może być jazda bez trzymanki, ale zobaczyć jak twórca Miłości widzi operę Mozarta trzeba.
 
Warto też korzystać z możliwości jakie daje kino. Jest nieocenione przy oglądaniu transmisji operowych czy baletowych. Wiedzą o tym bywalcy transmisji z Metropolitan Opera. W sezonie jest ich 10 - 12. Jeśli dodamy do tego działalność kin w sieci Multikino, gdzie coraz częściej zdarzają się prawdziwe wydarzenia i to w wersji live, nie jest najgorzej.
I wreszcie internet. Portal, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Nowoczesny, pełny różnych form dziennikarskich, taki, w którym można posłuchać np. grającej na akordeonie Kseni Sidorowej. zobaczyć jak Hauschka preparuje fortepian, z wywiadu z Tori Amos dowiedzieć się jakie są związki muzyki klasycznej
z jej najnowszą płytą. Na Sinfini Music (http://sinfinimusic.com)  wszystko jest serio, ale podane w tak atrakcyjnej formie, że potrafi zainteresować i dziecko, i jego rodziców, i jego dziadków. Wspaniałe miejsce, gdzie można się dowiedzieć wszystkiego o muzyce klasycznej, które jest jak chińskie pudełko - otwarcie następnego odsłania kolejną tajemnicę. Ma ten portal jedną wadę z punktu widzenia polskiego użytkownika - jest po angielsku. Ale czy to ja jestem winna temu, że po polsku nie istnieje w internecie praktycznie nic o muzyce poważnej, że na blogi związane z tą tematyką prawie nikt nie wchodzi, że w publicznej telewizji audycje o muzyce nadawane są około północy, kiedy już wszyscy  śpią? Jest wprawdzie jeden wyjątek - tvp kultura. Ale na portalu Sinfini Music niekoniecznie trzeba czytać o muzyce w Związku Radzieckim za Stalina, a poza tym, czy jest ktoś, kto używa internetu i nie zna angielskiego w stopniu podstawowym? Do przeczytania nagłówków wystarczy. Nawet do zrozumienia  krótkiej informacji. I wreszcie www.youtube.com/ Na pewno nie wszystko tu jest zadowalającej jakości, ale liczba filmów zwala z nóg. Warto zainwestować w dobre głośniki i hulaj dusza. Na dowód, że na you tube znaleźć można prawdziwe perły -młody
 
Placido Domingo śpiewa arię Edgara z Łucji z Lammermour. Pani, której zdjęcie można zobaczyć w lewym górnym rogu, nie ma nic wspólnego z Placidem D., ale ma to nagranie i wrzuciła je do sieci.
 
zdjęcia: Wikipedia
film: youtube.com
  

sobota, 18 maja 2013

Nie 50, ale 500 razy!


W tym roku Święto Wiosny Igora Strawińskiego będzie grane 500 razy! To więcej niż jeden koncert czy jedna inscenizacja dziennie. Tak świat czci stulecie prapremiery tego niezwykłego dzieła. Od 29 maja 1913 roku nic już nie jest takie samo.

Wacław Niżyński
Mówi się nawet, że Święto Wiosny zamknęło raz na zawsze wiek XIX. Co takiego jest w tej muzyce, że do dziś fascynuje dyrygentów i choreografów? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Każde wykonanie jest inne i dla mnie - nowe. Za każym razem kiedy słyszę Święto Wiosny, nie mogę później spać.
 Miał rację Strawiński kiedy mówił, że takiej muzyki nikt jeszcze nie słyszał. I miał
rację Niżyński, który był autorem pierwszej choreografii, kiedy decydowali się na wystawienie Święta Wiosny w Théâtre des Champs-Elysées w 1913 roku.

 Sergiusz Diagilew i Igor Strawiński

Premiera skończyła się skandalem. Publiczność nie była gotowa ani na taką muzykę, ani na taką tematykę, ani na taką choreografię. Przyszli na klasyczny balet, a dostali to:
 


Pogański rytual polegający na tym, że trzeba złożyć żywą ofiarę, żeby mogła wybuchnąć wiosna, przedstawiono brutalnie i dosłownie. Wybrana czyli ofiara od momentu kiedy została wyznaczona przez zgodny tłum, stoi i się trzęsie, bo wie co ją czeka. I nagle rusza w swój ostatni, dramatyczny taniec wiodący nieuchronnie ku śmierci. A ta muzyka! Co to ma być? Jazgot i dysonans. Orkiestra nie chciała i nie potrafiła jej grać, tancerze buntowali się przeciwko rozumieniu sztuki baletowej, które narzucał im choreograf. Ale otwarte szeroko drzwi już nie dały się zamknąć, choć u Niżyńskiego nasiliła się schizofrenia, a Strawiński wycofał się na bezpieczne, neoklasyczne pozycje i nigdy nie powtórzyli tego, co wydarzyło się sto lat temu. Prawie w przededniu I Wojny Światowej odkryli, że jednostka niczym, liczy się masa, która nie zawaha się ją poświęcić.
29 maja 2013 roku, w Théâtre des Champs-Elysées  w Paryżu wystąpi zespół Teatru Maryjskiego z Sankt Petersburga pod wodzą Walerego Gergiewa i pokaże Święto Wiosny w zrekonstruowanej choreografii Wacława Niżyńskiego, której dokonała amerykanka, Millicent Hodson. Na podstawie zdjęć, relacji świadków, którzy pamiętali przedstawienie (w tym i sędziwej asystentki Niżyńskiego, Marii Rambert), recenzji w ówczesnych gazetach odtworzyła wersję z 1913 roku. Tak to mogło wyglądać ze scenografią i kostiumami Nicholasa Roericha pracowicie zrekonstruowanymi przez Kennetha Archera, i tak to zapewne wyglądało. To niezwykłe przedstawienie możemy obejrzeć również w Warszawie, w wykonaniu artystów Polskiego Baletu Narodowego Krzysztofa Pastora. Premiera odbyła się dwa lata temu i - bez przesady - było to wydarzenie bez precedensu: podczas jednego wieczoru przedstawiono trzy różne interpretacje Święta Wiosny. Pierwsza była rewolucyjna choreografia Niżyńskiego, potem współczesne spojrzenie na muzykę Strawińskiego Emanuela Gata i wreszcie Maurice Bejart i jego interpretacja dzieła, odczarowanie go i uczynienie hymnem na cześć miłości. Wyczytałam w programie, że dopiero od Bejarta, czyli od roku 1959 można mówić o upowszechnieniu baletu Święto Wiosny, o czym świadczy 170 realizacji. Do Bejarta było ich tylko 14. W czerwcu odbędą się dwa spektakle - 19 i 20. Są jeszcze bilety.
Nie jestem fanką Walerego Gergiewa. Jego odczytanie partytury Strawińskiego jest bardzo "gergiewowskie", ale w Paryżu go kochają, a on łaskawie na to pozwala. Najważniejsze, że stulecie Święta Wiosny odbędzie się w tym samym teatrze co wygwizdana i wytupana prapremiera i tym razem nikt nie wyjdzie oburzony.
Kiedy sobie przypominałam różne Święta Wiosny, którym byłam przytomna, nie mogę nie wspomnieć o dwóch z nich. Pierwszą obejrzałam na dvd - "To jest rytm"  to film o tym, że nie ma ludzi niewrażliwych na muzykę i jeśli znajdą się dobrzy nauczyciele (w filmie pod wodzą sir Simona Rattle'a), Strawiński i jego Święto wcale nie wydają się niemożliwe do zatańczenia dla uczniów berlińskich szkół. Drugą obejrzałam na żywo. Co ja piszę, przeżyłam ją i dałam się jej porwać jak cały Teatr Wielki w dniu 20 czerwca 2010 roku. Wtedy to bowiem, na jedynym koncercie wystąpiła Młodzieżowa Orkiestra im. Simona Bolivara z Wenezueli pod Gustavo Dudamelem. A wszystko dzięki pani Elżbiecie Pendereckiej. Boże jak oni to zagrali! Dziko, szaleńczo, z błyskiem młodego oka, perfekcyjnie. 
Igor Strawiński byłby zadowolony.

A kto chciałby sobie poszerzyć wyobraźnię, nich obejrzy świetny film BBC "Riot at The Rite": http://www.youtube.com/watch?v=JcZ7lfdhVQw
Niestety, tylko po angielsku.

Zdjęcia: Wikipedia
Filmy: youtube.com




środa, 1 maja 2013

Veni Vidi Vici


Wiedziałam co mnie czeka - 4 godziny słuchania źle śpiewającej i
oglądania szarżującej Natalie Dessay. A opuszczałam teatr zachwycona. Po raz kolejny okazało się, że pomysł jaki David McVicar miał na Juliusza Cezara Haendla jest fantastyczny.
To stare przedstawienie z Glyndebourne z rewelacyjną Sarah Connolly w roli tytułowej. W Metropolitan Opera rolę Cezara śpiewał David Daniels. I on właśnie był moim największym rozczarowaniem. To nie był władca połowy świata, to nie był ktoś, kto może powiedzieć: Veni, vidi, vici.


Daniels zagrał (a u McVicara jest co grać) bawidamka, który leci na wdzięki Kleopatry i już. I przeszkadzał mi jego głos. Brzmiał za bardzo "damsko". Pamiętam Andreasa Scholla z koszmarnej inscenizacji Juliusza Cezara z Kopenhagi, który miał to, czego zabrakło Danelsovi - był zdobywcą, a nie tylko koneserem damskich wdzięków.

Za to Dessay była z arii na arię coraz lepsza i wspaniale zaśpiewała i Se pieta, i Piangero (miałam łzy w oczach), aż do Da Tempestew której pokazała na co ją naprawdę stać. Brawo Natalie! Jej talent komiczny i zdolności taneczne okazały się idealne w tym przedstawieniu, w którym McVicar wymaga od śpiewaków nie tylko śpiewania. Skomplikowane układy choreograficzne a la Bollywood wymagają od artysty nie lada kunsztu. I Dessay im sprostała, co najlepiej widać w piekielnie trudnej, koloraturowej arii Da Tempesta. Jeszcze raz, brawo Natalie.
Część wykonawców znałam z video z Glyndebourne. Kontratenor
Christophe Dumaux jest na pewno najlepszym Tolomeo jakiego widziałam, też kontratenor Rachid Ben Abdeslam jako Norino
"kradnie" każdą scenę, w której się pojawia i brawurowo śpiewa arię Chi perde un momento, (to pierwszy Arab na deskach Met!), Patricia Bardon jako nieszczęśliwa i żądna zemsty, a jednocześnie dumna Cornelia jest świetna...  W Glyndebourne Sesta śpiewała Angelika Kirschlaeger i była bardzo dobra, w Met Sestem była Alice Coote. To, w jaki sposób pokazała przemianę przerażonego chłopca w mężczyznę zasługuje na osobny wpis. Dla mnie była rewelacyjna.
A jej kończący I akt duet z matką Son nata a lagrimar zapamiętam na pewno. 
Nie wyobrażam sobie innego Giulio Cesare niż ten, którego wymyślił David McVicar. Na razie, Gdybyż w przedstawieniu Met śpiewała Sarah Connolly,,, Ale przecież nie można mieć wszystkiego! No to chociaż zobaczcie jak Sarah Connolly śpiewa w Glyndebourne arię "Va Tacito e Nascosto":



zdjęcia: Wikipedia
film: youtube.com