sobota, 20 lipca 2013

Co za kreacja! Evelyn Herlitzius jest Elektrą

Elektra - Evelyn Herlitzius (u góry) i jej siostra Chryzotemis - Adrienne Pieczonka





W takiej scenografii Richarda Peduzzi, która może być Grecją, ale może też być jakimkolwiek europejskim krajem, rozgrywa się akcja "Elektry" według Patrice Chereau.
Powyżej: Elektra z bratem Orestem - Mikhailem Petrenko 

Muszę to napisać, póki jeszcze siedzi we mnie ta Elektra, którą przed chwilą obejrzałam. Właściwie mogłabym napisać tylko dwa słowa: Evelyn Herlitzius, bo to na niej opiera się to przedstawienie i jest rewelacyjna. Cały czas na scenie, drobna, w za dużych ciuchach (jedyna kobieta w spodniach), rozedrgana, hipnotyzująca, reagująca na każdy ruch dyrygenta (rewelacyjny Esa-Pekka Salonen z Orkiestrą Paryską, który potrafił wydobyć wszystkie niuanse muzyki Straussa, ani przez moment nie tracąc z oczu wykonawców opery), przekonująca nas do swoich racji. W finale wpada w transowy, obłędny taniec, który nie kończy się jej śmiercią jak w libretcie von Hofmannsthala. Zastyga w stuporze, nie reaguje na wyjście brata, który bez słowa wychodzi w noc, w nieznane. A potem, w czasie ukłonów cieszy się, że publiczność wariuje na jej widok, zrywa się z miejsc, klaszcze jak oszalała. To jedna z najlepszych odtwórczyń pikielnie trudnej roli Elektry na świecie. Jest Elektrą. Muzyka Richarda Straussa nie zaleca się słuchaczowi pięknymi ariami. Jest nagęszczona, intensywna, ciemna, z nagłymi zwrotami nastroju. Trzyma słuchacza i widza w ciągłym, czasem trudnym do wytrzymania, napięciu. Taką trudną do zniesienia sceną jest rozmowa Elektry z matką. To, co się wytwarza między rozmówczyniami nie przekłada się na słowa,
Agamemnon. To imię jak fatum, powtarzane jest po wielekroć. Elektra jest jego córką. Córką króla, którego zamordowała jej matka, Klitemnestra (Waltraud Meier, zdecydowanie słabsza głosowo, ale świetna aktorsko). Rządzi teraz krwawo z kochankiem, który był wspólnikiem zbrodni. On też zasługuje na śmierć i dosięga go ona. Elektra nienawidzi matki, chce jej śmierci, ale też odczuwa przed nią lęk, boi się jej. Pragnie żeby Klitemnestrę zabił jej brat, Orest. To nie jest zajęcie dla kobiety.   Kiedy dowiaduje się o jego śmierci, gotowa jest to zrobić sama. Toporem, którym został zamordowany jej ojciec. Szczęśliwie nie musi, bo Orest zjawia się nagle. Okazuje się, że sam rozpuścił pogłoski o swojej śmierci, żeby się dostać do pałacu. I jest gotów spałnić żądanie siostry. Tylko - czy matkobójstwo jest usprawiedliwieniem mężobójstwa? Czy zemsta ponad wszystko, może być jedynym pragnieniem człowieka? Tym bardziej, że Klitemnestra już nie chce terroru, chce odkupienia. Nie jest krwawym monstrum tylko kobietą wykluczoną. Elektra jdnak wie, co może przebłagać rozsierdzonych bogów - tylko krew Klitemnestry. Tylko. I wykrzykuje jej to w twarz. Świadkowie tej sceny muszą bronić Klitemnestry przed Elektrą. Sceny z siostrą, Chryzotemis (fantastyczna Adrienne Pieczonka), która nie chce mordu, są nieustanną walką. Dosłownie i w przenośni. Chryzotemis jest zdrowa na ciele i umyśle, Elektra jest szalona. To te trzy kobiety i relacje między nimi są szkieletem opery Straussa.
Takie przedstawienia - czyste, proste, wierne kompozytorowi i librettu decydują o randze festiwalu. Tegoroczny festiwal w Aix to z pewnością "Elektra", Evelyn Herlitzius, Patrice Chereau, Esa-Pekka Salonen. Kiedy już tylko we trójkę wychodzą raz jeszcze ukłonić się publiczności, ta wstaje z miejsc.  
Starożytna Elektra dała nazwę kompleksowi, jednemu z podstawowych pojęć psychoanalizy Zygmunta Freuda. Tworząc libretto do opery, Hugo von Hofmannsthal opierał się w równej mierze na tragedii Sofoklesa i na freudowskiej psychoanalizie. 
To przedstawienie, w którym nie ma słabych punktów. Chwyta za gardło i zmusza do myślenia. Na długo zostaje z nami nieruchoma, nieobecna twarz Evelyn Herlitzius i ten dziwny dziedziniec z mnóstwem zamkniętych drzwi. 
Podczas wczorajszego przedstawienia owacje dostało dwóch wiekowych dżentelmenów, którzy w Elektrze mają epizodyczne role, Piastuna Oresta i Starego Sługi. Sprawdziłam - to 79-letni Donald McIntyre i 89-letni Franz Mazura, niegdysiejsze filary Pierścienia Nibelunga reżyserowanego przez Patrice Chereau w Bayreuth w 1976 roku.
Spektakl w Aix jest koprodukcją mediolańskiej Scali, Metropolitan Opera w Nowym Jorku, Fińskiej Opery Narodowej w Helsinkach, Gran Teatre de Liceu w Barcelonie i berlińskiej Staatsoper Unter den Linden. Jest szansa, że w którymś z nich będzie ją można zobaczyć. 
 
Przez 61 dni można obejrzeć Elektrę z Aix na www.arte.tv
Bardzo warto.
 
 Zdjęcia - Wikipedia

2 komentarze:

  1. Widziałam, Wstrząsające, Herlitzius nadzwyczajna, ale się nie zgadzam z oceną głosu Meier. Co do jej aktorstwa - nie mam wątpliwości, że poza Elektrą, było najwyższej próby. Podobała mi się też Pieczonka i Petrenko. On nie ma za wiele do śpiewania, ale sama jego obecność jest znacząca. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Odpozdrawiam. Dyskutanci mają prawo różnić się w opiniach, Nawet powinni. Mnie też podobał się Orest Petrenki. Nawet jak nie śpiewał. Czy mogę prosić w przyszłości o imię? Nienawidzę anonimów!

      Usuń