sobota, 6 lipca 2013

Verdi, Harteros, Manistina, Kaufmann czyli Trubadur z Monachiun

Po premierze. Od lewej: Ruiz Francesco Petrozzi, Hrabia Luna Alexey Markov, Manrico Jonas Kaufmann, Leonora Anja Harteros, Azucena Elena Manistina, Dyrygent Paolo Carignani, Ines Golda Schultz. Z tyłu stoją: Cygan Rafał Pawnuk i Posłaniec Joshua Stewart (na zdjęciu nie ma Ferranda Kwangchula Youna
 
Zacznę od tego, czego w spektaklu nie zrozumiałam: czemu służy lokomotywa, co oznacza przecinanie piłą przez Azucenę Manrika, dlaczego Azucena nosi cylinder i dlaczego matka Azuceny, która jest przez całe przedstawienie na scenie i wychodzi do ukłonów, nie ma imienia i nazwiska? Wszystko inne zrozumiałam, choć przyznaję, kilkakrotnie obejrzałam film, który w Operze Bawarskiej w Monachium reklamuje Trubadura i bardzo dokładnie wysłuchałam credo reżysera. Olivier Py odczytał operę Giuseppe Verdiego po swojemu, co może się nie podobać, ale stworzył przedstawienie spójne i klarowne. Ludzi często nawiedzają sny z przeszłości, zwłaszcza jeśli wydarzenia, które śnią, były dla nich ważne, były jakąś cezurą. Czasem są to koszmary senne. Czasem sny erotyczne (częściej u kobiet niż u mężczyzn). Józef Conrad powiedział, że "żyjemy tak jak śnimy - samotnie". To prawda. Nie można dzielić snu z kimś innym. Nawet najbliższym. Większość ludzi śni w kolorach, a Trubadur Oliviera Py jest czarno-biały. Jak stara fotografia. Kostiumy (Pier Andre Weltz) też są czarno białe. Czasem pojawia się w przedstawieniu ogień. Jest ważny. Na stosie zginęła matka Azuceny, do ognia zostało wrzucone dziecko, na stosie ma też spłonąć Azucena (wielkie wrażenie zrobił na mnie chór przebrany w białe stroje, w spiczastych czapkach Ku Klux Klanu i wielki płonący krzyż). A może świat, w którym żyją bohaterowie jest czarno-biały i obowiązuje w nim tylko zasada tak lub nie? Azucena nie ma prawa żyć w takim świecie. Jest artystką. I jest Cyganką.
Trubadur to jest lista przebojów. Wszyscy, nawet Ferrando (świetny bas Kwangchul Youn), mają arie, które przecież dobrze znamy, choć czasem nie wiemy skąd. Recitatiwy są mizerne i tylko wtedy, kiedy są konieczne. Za to chór ma w tej operze bardzo dużo do śpiewania. Tak jakby Verdi w jednym dziele zmieścił wszystkie swoje pomysły. Libretto Salvatore Cammarano jest zagmatwane i nieprawdopodobne, co nie przeszkodziło w triumfalnym pochodzie Trubadura przez sceny operowe na całym świecie. Enrico Caruso, wspaniały Manrico, powiedział, że wystawienie Trubadura jest proste - trzeba mieć czwórkę najlepszych na świecie solistów. W operze w Monachium prawie się to udało. Prawie, bo niestety, śpiewający hrabiego Lunę baryton
Alexey Markov, zdecydowanie odstawał od pozostałej trójki.
Azuceną była mezzosopranistka z Rosji, Elena Manistina. Pierwsza aria była nieudana, ale to, co pokazała dalej, zwłaszcza w III i IV akcie, było wielką, dramatyczną kreacją. Wreszcie odtwórcy ról Leonory i Manrica. Czy można sobie wyobrazić duet lepiej śpiewający, lepiej grający i lepiej reagujący na siebie niż Anja Harteros i Jonas Kaufmann? Nie można. To jest, jak zalecił Caruso, para największych śpiewaków za świecie. Para, bo to, się między nimi dzieje sprawia, że wierzymy im nawet w tym nieprawdopodobnym libretcie. Anja Harteros ma dodatkowo utrudnione zadanie, bowiem reżyser założył, że Leonora jest prawie niewidoma (śpiewając arię Tacea la notte placida/Di tale amor jest w ciemnych okularach, później potyka się o sprzęty, bada drogę przed sobą). Taki ktoś o kim niewiele wiadomo, musi mieć jakiś rys charakterystyczny. A Kaufmann, zgodnie z wcześniejszą deklaracją, nie zaśpiewał wysokiego c w stretcie Di quella pira, l'orrendo foco, na które zawsze czeka publiczność.
 

Grzechem byłoby nie wspomnieć o Bavarian State Orchestra i jej dyrygencie Paolo Carignani. Poprowadził on tę świetną orkiestrę prawdziwie "po włosku", z pełnym respektem dla solistów; i o szefie chóru,  Sörenie Eckhoffie. Brawa dla nich nie były grzecznościowe.
Premiera Trubadura odbyła się kilka dni temu, 27 czerwca. Nie ma jeszcze prawie żadnych filmów, ale dla tych, którzy nie oglądali transmisji, trailer przedstawienia i Jonas Kaufmann śpiewający arię Ah, si ben mio i wspomnianą strettę:
a dla tych, którzy znają niemiecki, program, w którym można posłuchać reżysera przedstawienia:
 
zdjęcia: Bayerische Staatsoper
filmy: youtube.com

2 komentarze:

  1. Cylinder i piłowanie maja nam uświadomić, z czego żyją Azucena i Manrico - to Cyganie, więc dają pokazy sztuczek magicznych. banalne skojarzenie, ale o to chodzi. Na znanej Ci stronie ten "Trubadur" już jest od niedzieli, można sobie powtórzyć. W grudniu (28) Bayerische Staatsoper będzie też tranmitować "Moc przeznaczenia" , również z Kaufmannem i Harteros. Mają być też telewizyjne (w Niwmczech, ale pewnie szybko się pojawią w sieci) z Dziewczyny z zachodu" (Wiedeń) i salzburskiego "Don Carlo". Mnóstwo radości dla Ciebie, wielbicielki Kaufmanna

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze mi się wydawało, że Cyganie wróżą i sprzedają patelnie. Nie podejrzewałam, że Olivier Py pójdzie na taką łatwiznę... Kaufmanna rzeczywiście lubię, bo lubię jak artysta potrafi śpiewać i grać jednocześnie oraz mówić do rzeczy. Do czasów Kaufmanna wydawało mi się, że to potrafi tylko Domingo (a propos, jest w szpitalu skutkiem zakrzepu żylnego). Nawet go polubiłam na FB i teraz od czasu do czasu wiem co się u niego dzieje. Nie jest aż tak rozpasany jak Netrebko czy Beczała, których ludzie produkują tony idiotycznych wiadomości. Cieszę się, że tak dużo będzie transmisji, ale dziś już się cieszę na Łucję z Damrau i Calleją i trzymam kciuki za Teziera, choć to na nic. W drewnianym pajacyku nie można spodziewać się duszy.

    OdpowiedzUsuń