sobota, 13 kwietnia 2013

Flet wcale nie czarodziejski i genialna Lady Makbet

Musiało minąć prawie 2 tygodnie, zanim zabrałam się do pisania. Przez te dwa tygodnie budziłam się i zasypiałam z obrazami, które wykreował Martin Kusej. I z tą muzyką Szostakowicza, która wciąż była w mojej głowie, i z Ewą Marią Westbroek, rewelacyjną Katarzyną Izmaiłową, którą samotność i pożądanie  prowadzą prostą drogą do zbrodni, na katorgę, do jakiegoś strasznego, pełnego skazańców obozu, do śmierci wreszcie.

Tak, przedmioty potrafią być złośliwe. Telewizor zepsul mi się w sobotę przed Wielkanocą. W rezultacie "Czarodziejski flet"
z Wielkanocnego Festiwalu w Baden Baden obejrzałam
w komputerze, a "Lady Makbet msceńskiego powiatu" z płyty.  Opera Mozarta nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Wszystko niby było poprawne: Pavol Breslik jako Tamino ładnie śpiewał, Kate Royal była dobrą Paminą i wyglądała zachęcająco, Ana Durlovski - nagłe zastępstwo za Simone Kermes, nie zachwyciła jako Królowa Nocy; Berliner Philharmoniker są zbyt dobrą orkiestrą, żeby dać plamę, a sir Simon Rattle dostał swoją porcję "frenetycznych oklasków", ale magia gdzieś wyparowała. Stanowczo reżyser Robert Carson nie miał pomysłu na ten Flet, który nie wydał mi się ani trochę czarodziejski. Nie sądzę, żeby to była tylko wina komputera. Kto nie wierzy, niech sprawdzi - na stronie www.arte.tv nagranie wisi jeszcze przez prawie 80 dni.
Ale przecież nie o Czarodziejskim Flecie, który mnie nie zachwycił chciałam, tylko o przedstawieniu, które jest najlepszą inscenizacją "Lady Makbet msceńskiego powiatu" jaką dane mi było oglądać.
I nie sądzę, żebym kiedyś obejrzała lepszą.
 
 
A jak wizja Martina Kuseja została zaśpiewana i zagrana! Powinnam wymienić wszystkich, ale skupię się na wykonawcach głównych ról - rewelacyjna, wielka Ewa Maria Westbroek jako Katarzyna Izmaiłowa i godny tej wspaniałej artystki Christopher Ventris jako Siergiej. Muszę jeszcze wymienić Carole Wilson, która była nieprawdopodobną Aksinią, nie bojącą się poniżenia i stania się rzeczą w świecie męskich, prymitywnych żądz. W tym świecie zatracają się wszystkie granice. "Ta historia nie ma nic wspólnego z romantyczną miłością i zbrodnią. To tragedia, która wzbudza niewiele litości i nie wzbudza lęku: tu nie ma katharsis. Bohaterowie są w równej mierze ofiarami, co przestępcami, których gwałtowne okoliczności prowadzą do gwałtownych reakcji.", pisze Martin Kusej w książeczce towarzyszącej nagraniu.
 
 
Sympatie kompozytora i reżysera są po stronie Katarzyny. To nie ulega wątpliwości. Chociaz ta duża, tleniona blondyna z za mocnym makijażem, nie różni się tak bardzo od otoczenia. Ma rację Martin Kusej kiedy mówi, że bohaterowie tej historii są i ofiarami, i przestępcami jednocześnie. Jest w tej operze scena, która przyniosła Szostakowiczowi "sławę" kompozytora pornograficznego. To scena aktu miłosnego Katarzyny i Siergieja. Odbywa się on prawie w ciemności. Szaloną, pulsującą muzykę wzmacnia efekt mocnego światła stroboskopowego, które co kilka sekund oświetla splecione w miłosnym uścisku ciała. Właściwie ich nie widzimy, wszystko rozgrywa się w warstwie muzycznej. 
Po stosunku prześcieradło zabrudzone jest krwią. Katarzyna straciła dziewictwo. Zinowiej Izmaiłow, za którego ją wydano, nie tknął żony. Ani on, ani jego ojciec, choć obmacywał synową.   
Trzeci akt opery jest porażający - Katarzyna i Siergiej zostają skazani na katorgę i znajdują się w obozie, gdzie dopełni się ich los. Scenografia nie zostawia żadnych wątpliwości: na razie widzimy tylko strażników w długich płaszczach, z latarkami
i psami, ale po chwili widzimy też skazańców. Jest ich mnóstwo, stoją w wodzie chudzi, w łachmanach, trawi ich gorączka. Siergiej jest królem tego podziemnego świata. Może mieć wszystkie kobiety, korzysta z tego.


Katarzyna to widzi, łzy płyną po jej policzkach. By za chwilę rzucić się na rywalkę. Zanim nad skazańcami zamknie się świat,
patrzymy przez dłuższą chwilę na trójkę bohaterów. Sonia, nowa kochanka Siergieja leży nieżywa pod nogami Katarzyny, która wisi na czarnej pończosze, przedmiocie zazdrości i pożądania Soni, zlinczowana przez współwięźniów. Jest jeszcze Siergiej. On żyje,
ale co to za życie...
Mariss Jansons poprowadził orkiestrę Royal Concertgebouw i chór opery tak, że nie można lepiej.

Kiedy artyści kłaniali się publiczności, Ewa Maria Westbroek płakała. Ta jej zapłakana twarz została ze mną na 2 tygodnie.
 


Filmy: youtube.com
Zdjęcia: Wikipedia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz