wtorek, 19 marca 2013

Uszy mają oczy


Nie chciałabym być na miejscu Deborah Voigt, którą najpierw opera Covent Garden zakontraktowała do tytułowej roli w Ariadnie na Naxos Ryszarda Straussa, a później odprawiła z kwitkiem, bo nie mieściła się w „małą czarną”, którą dla tytułowej bohaterki przewidział reżyser.  W dodatku dyrekcja zdawała sobie sprawę jakiej śpiewaczce robi propozycję. I na pewno nie była to Anja Rubik tylko bardzo gruba artystka średniego wzrostu.
Do 2004 roku wszystko szło w życiu Debbie jak z płatka. Kiedy     w 1991 roku po raz pierwszy zaśpiewała Ariadnę w Bostonie, miała 30 lat. Krytycy okrzyknęli ją rewelacją i prorokowali, że drzwi do Metropolitan Opera stoją przed nią otworem. Stało się    to kilka miesięcy później, ale jeszcze przed 31 urodzinami. Zaśpiewała Amelię w Don Carlosie. Recenzenci nie mieli wątpliwości: głos – super, aktorstwo – niżej krytyki. Już wtedy jadła za dużo, ale wciąż jeszcze była śpiewaczką przy kości. Inscenizacja Don Carlosa była tradycyjna i Deborah mogła ukryć nadwagę w stylowym kostiumie. Potem były lekcje aktorstwa (znacznie się poprawiło), największe sceny świata, sukces za sukcesem i jeszcze więcej jedzenia. I alkoholu. Niestety. Aż przyszedł taki dzień, kiedy trzeba było powiedzieć stop. „Nazywam się Debbie. Jestem alkoholiczką” , wyznała publicznie, opowiadając jak to przez kilka dni żyła w kompletnym „blackoucie” i nie wiedziała ani gdzie, ani kim jest. Tych kilka słów uratowało jej życie, ale ponieważ coś trzeba robić kiedy się jest niepijącą alkoholiczką, więc ona kompulsywnie jadła. Bez opamiętania, aż waga pokazała 333 funty. Czy ktoś taki może wystąpić w małej czarnej, nawet gdyby śpiewał najpiękniej naświecie? Nie może. I trudno się dziwić, że CG wybrała na pewno mniej utalentowaną, ale za to znacznie szczuplejszą śpiewaczkę.

Deborah przed i po operacji.
Kiedy rzecz zrobiła się głośna, znaleźli się obrońcy zdaniem których, gwiazda operowa może wyglądać jak chce, byle pięknie śpiewała. Byli jednak
w miejszości. A 43- letniej Debbie budzik zadzwonił ponownie.  Po nieudanych próbach
z nieskutecznymi dietami zdecydowała się na krok tyleż ryzykowny, co jedyny możliwy - poddała się operacji usunięcia tłuszczu i zmniejszenia żołądka, za co zapłaciła Covent Garden. Ale jej fani wstrzymali oddech. Czy po operacji Debbie będzie wprawdzie szczupła, ale bez głosu? Pamiętali co przydarzyło się wielkiej Marii Callas. Opatrzność czuwała jednak nad Deborą. Jej głos zyskał nowe, piękne brzmienie, nic nie tracąc z blasku sprzed operacji. To się nazywa mieć szczęście! Schudła ponad 100 funtów, nosi rozmiar  14 (42), albo 16 (44), wygląda świetnie, dostaje role o jakich marzyła, a CG zaproponowała jej w 2008 rolę... Ariadny  na Naxos. I Debbie ją zaśpiewała, bo nie ma co się obrażać na jedną   z największych scen operowych na świecie. Wcześniej, w 2006 roku, była Salome tegoż Ryszarda Straussa w Metropolitan Opera, która dowiodła, że Deborah Voigt nie tylko zeszczuplała (o tej roli nie mogła nawet marzyć przed operacją), ale jest kobietą sexy. Łasy na kobiece wdzięki Herod wcale nie musiał udawać że Salome mu się podoba. Debra Voigt jest sopranem dramatycznym,
Ten typ głosu idealnie nadaje się do śpiewania Ryszarda Straussawłaśnie, Pucciniego i wielkich ról w operach Ryszarda Wagnera.
 
 
W roli Brunhildy z Pierścienia Nibelunga mogli ją obejrzeć polscy widzowie transmisji HD z Metropolitan Opera. Przypomnijmy to sobie. A kto chciałby więcej Debory, niech po prostu wpisze "deborah voigt" w wyszukiwarkę you tube.
 
Publiczność operowa ma przede wszystkim uszy, ale ma też oczy   i chce, żeby śpiewacy, których słucha byli w jakiś sposób piękni. Nie muszą przypominać wychudzonych modelek, ale współczesny widz chce idoli i na tę chęć teatry operowe coraz częściej odpowiadają. I odpowiadają śpiewacy, którzy są przecież celebrytami, a przynajmniej chcieliby nimi być. Taka Anna Netrebko na przykład. Piękna, szczupła, szczęśliwa i w teatrze, i w małżeństwie. Kiedy jednak wkrótce po urodzeniu syna pojawiła się w Annie Bolenie Donizettiego usłyszałam w przerwie: "No ładnie śpiewa, ale jakaś taka gruba". Schudła i znów jest perfekt. Jej karierę i życie śledzą tysiące fanów, a ona daje im to, czego pragną. Fotografuje się ze swoim mężem i synem, odpowiada, na  głupie, pytania w internetowym programie "Ask Anna". Kiedyś pewnie zaśpiewa matkę Tatiany w Eugeniuszu Onieginie, ale na razie jest naprawdę "the best". Godną następczynią "królowej" Met, Renee Fleming, wciąż pięknej i bardzi szczupłej. Oto przykład \wokalnych możliwości Anny: 
 
 
Rywalkę Anny śpiewała w tym przedstawieniu mezzosopranistka Elina Garanca. Wysoka, piękna i szczupła. Ona nawet po urodzeniu dziecka nie utyła! Publiczność jednak kocha przede wszystkim soprany i tenory, więc Garanca, chociaż ma i stronę internetową, i konto na Facebooku, nie jest tak popularna jak Netrebko. My ją jednak zobaczmy w Carmen Bizeta. To była rola, która przysporzyła Elinie wielu fanów.  
 
 
Garancy partneruje w Carmen wielki tenor, Roberto Alagna. Kiedyś uchodził za najprzystojniejszego tenora na świecie. Dziś nadal jest wielki, choć już tytuł przystojniaka przejęli inni. Jako Don Jose nie ma sobie równych.  
Dla mężczyzn opera jest łaskawsza. Pozwala im na lekką nadwagę. Jednak Polak, Piotr Beczała musiał do roli Rudolfa w Cyganerii Pucciniego, pokazanej na festiwalu w Salzburgu schudnąć aż kilkanaście kilo. Schudł. Reżyser wymyślił sobie, że Beczała będzie podobny do Johnny'ego Deppa, więc kazał mu zapuścić krótką brodę i wąsy oraz założył mu okulary. Efekt - świetny, przedstawienie - wybitne. Partnerką Beczały w roli Mimi była wspaniała (i znów szczupła) Anna Netrebko: 
 
 
Beczała trzyma wagę z Salzburga, co można było zobaczyć w transmisji Rigoletta Verdiego z Met. Tylko zgolił brodę i wąsy. Frank Sinatra nigdy ich nie nosił. Ale "za to" zaczyna tańczyć na rurze i jak na początek, całkiem, całkiem:
 

I wie, co znaczy popularność. Dlatego pozwala się fotografować nawet na wakacjach, a zdjęcia natychmiast zamieszcza na swoim profilu na Facebooku. To również, a nie tylko wspólna praca i przyjaźń łączy go z Anną Netrebko. Fotografuje również swoją żonę Kasię. To zdjęcie zostało zrobione na wyraźną prośbę Anny, która miała Piotrowi za złe, że na FB nie ma zdjęć Kasi w bikini. No to jest. Prawda, że zabawne? 
 
Skoro o tenorach mowa, nie może zabraknąć najprzystojniejszego z nich, Jonasa Kaufmanna. W nowej inscenizacji Parsifala Wagnera, pozwolił się rozebrać, po raz pierwszy w historii Metropolitan. Wyobraźcie sobie na jego miejscu grubasa. No, nie!
 
 
I jeszcze jakim jest fantastycznym aktorem!
W Parsifalu jako Gurnemanz wystąpił bas Rene Pape. Wspaniały, potrafiący zabawnie opowiadać o sobie (zbiera gumowe kaczuszki, których ma kilkadziesiąt, każda inna), specjalista od Wagnera jakich mało.  Jest też przykładem na to, że nie tylko tenorami wyciągającymi bez problemu wysokie C opera stoi. Takich braw jak po jego występach, dawno nie słyszałam w operze. Dowód?  
 
 
Drugi "nasz człowiek" w Metropolitan, bez którego opera od paru lat nie wyobraża sobie nowego sezonu, baryton Mariusz Kwiecień też jest dowodem na to, że nie tylko tenorzy liczą się w operze (choć to dla nich napisano najwięcej pięknych, wpadających w ucho arii). Mariusz to książę Nowego Jorku. Przystojny, sprawny, jeden z najlepszych Don Giovannich i Królów Rogerów na świecie, lubiący eksperymenty i współczesnych kompozytorów. Trudno wybrać jakąś jedną rolę z jego repertuaru, ale niech to będzie Don Giovanni. Mariuszowi Kwietniowi partnerują - Marina Rebeka jako Donna Anna, Stefan Kocan jako Il Komendattore i Luca Pisaroni jako Leporello: 
 
    

 
 
Sezon 2013/2014 Metropolitan Opera otwiera nową inscenizacją Eugeniusza Oniegina Piotra Czajkowskiego. Tatianę zaśpiewa Anna Netrebko, Oniegina - Mariusz Kwiecień, a Leńskiego - Piotr Beczała, dyryguje Valery Gergiev. Czego chcieć więcej? A zapowiada przedstawienie ten oto plakat:


 

 

 
Tak się teraz pokazuje gwiazdy operowe. A one? Mają strony internetowe, korzystają ze wszystkich mediów społecznościowych, fotografują się z fanami, na FB pokazują swoje żony, dzieci, psy i kolekcje znaczków. Dają wywiady w telewizjach śniadaniowych i robią sobie sesje zdjęciowe. Muszą być piękne, szczupłe i sprawne,
bo inaczej fani się od nich odwrócą, a dyrektorzy oper zamienią je na takie, które w małej czarnej nie będą wyglądać karykaturalnie. 
Więc chociaż nie chciałabym znaleźć się na miejscu Debory Voigt, którą wywalają z powodu tuszy, to cieszę się, że się jej udało. Kiedy w 2006 roku śpiewała Salome w chicagowskiej Operze Lirycznej, ta zamówiła zdjęcie reklamowe u 79-letniego wówczas, legendarnego fotografa Skrebneskiego. Powiecie: Phoshop. I będziecie mieć rację. Tylko gdyby na scenę wtoczyła się jako młodziutka Salome, Debora sprzed operacji, widzowie chyba umarliby ze śmiechu.   
 
zdjęcia: Wikipedia, Facebook; filmy: youtube.com

2 komentarze:

  1. Super debiut (blogowy!), wpis strakcyjny nawet dla profanów, jak ja. Czekam na następne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem wielu rzeczy, bardzo dziękuję i bardzo się cieszę z Cecilii Bartoli na Twoim blogu. Postaram się, żebyś przestała być profanem, a stała się niedzielnym melomanem.

      Usuń